27 kwietnia 2018

Ikigami #1

"Ikigami" jest pierwszym komiksem po który sięgnąłem od wydawnictwa Hanami. Mimo, że koledzy zachwalali "Monsters", a sam chciałem zacząć moją przygodę z tytułami od "Podniebnego Orła", los sprawił, że stało się inaczej. Tak naprawdę nie umiem wyjaśnić, czemu pozycja, którą chciałem przeczytać jako ostatnią, wylądowała ostatecznie na pierwszym miejscu. W chwili gdy piszę ta recenzję, nie czytałem jeszcze wyżej wymienionych tytułów, co pewnie zaraz uczynię. Niemniej "Ikigami" na swój sposób mnie oczarowało. Czy jest to komiks idealny? Nie dla mnie, a mimo to wchłonąłem go jak gąbka wodę, a na ostatnich kadrach mimowolnie się popłakałem.



Wyobraźmy sobie społeczeństwo, które ma znikomą ilość zabójstw oraz samobójstw. Gdzie rozwój PKB, kraju oraz samego społeczeństwa jest wysoki. Ludzie młodzi pracowici, dobrze wynagradzani, cieszą się swoim życiem i korzystają z niego, nie marnując go na "głupoty". Idealny obrazek pokazywany w mediach. Tak to wygląda w Japonii, oczami Motoro Mase, w jego komiksie, pokazującym, jak władza potrafi kontrolować społeczeństwo za pomocą strachu. Strachu przed śmiercią. Przed Ikigami.

Tytułowe słowo odnosi się do tak zwanego "Zawiadomienia o śmierci", które "wybraniec losu" otrzymuje 24 godziny przed śmiercią. Jak działa cały system? Bardzo prosto i to przeraża najbardziej. Otóż, gdy dziecko zaczyna edukację otrzymuje zastrzyk, zawierający szczepionkę na jedną z chorób zakaźnych. Jedna na tysiąc osób wraz z nim ma zaaplikowaną nanokapsułkę z ładunkiem wybuchowym. Ta eksploduje o określonym czasie, ale jedynie garstka ludzi wie dokładnie kiedy. Społeczeństwo wie jedynie, że nastąpi to pomiędzy 18 a 24 rokiem życia. W ten sposób zaszczepia się w nim strach przed śmiercią i motywuje do jak najwydajniejszej pracy, na rzecz rozwoju kraju. Oczywiście prawo przewiduje socjalne zadośćuczynienie rodzinie zmarłego, zaś Ikigami jest dowodem, aby je otrzymywać.


System zdaje się działać bez zarzutu. Przynajmniej tak twierdzi jego twórca, rząd oraz media. Czy aby tak jest naprawdę? Czy ludzie w pełni docenili wartość życia? Zniknęły stare problemy, jak gniew, nienawiść i przemoc? Czy Ikigami istotnie jest zbawieniem, a może jedynie krwawym narzędziem do utrzymania społeczeństwa w ryzach władzy? Te pytania zadaje sobie w duszy główny bohater serii, Fujimoto, który pełni obowiązki doręczyciela "Zawiadomień o śmierci". Gdy podejmuje się tej pracy, ma już 25 lat. Jest zatem w bezpiecznym wieku. Wie, że nie zginie z powodu selekcji, na rzecz rozwoju kraju. Z drugiej strony targają nim sprzeczne emocje. Gdy podejmował pracę doszło do zdarzenia na sali i jeden z kandydatów sprzeciwił się idei tego prawa. Został okrzyknięty krzywomyślicielem, wyciągnięty z sali przez ochronę i, cytując twórcę projektu, "Dostał kapsułkę, o której była mowa". Ten obraz prześladuje Fujimoto cały czas.

Pierwszy tom we wstępie przedstawia proce, który opisałem wcześniej, potem zaś dwie sprawy osób z Ikigami. Pierwszą jest chłopak, nad którym się znęcano w liceum. Bardzo okrutnie, przez co jego psychika to ruina. W drugim wypadku mamy młodego muzyka, pragnącego wypłynąć na fali. Obie historie są naprawdę złożone i wielowarstwowe, mocno grające na emocjach czytelnika. Jednak obie nie dają też jasnej odpowiedzi na podstawowe pytanie - Czy Ikigami, to tylko reżimowe narzędzie w rękach władzy? Teoretycznie, każdy zdrowo myślący człowiek, powie że tak. Niemniej wkradają się po chwili do naszej głowy wątpliwości. Gdy na nowo przeanalizujemy oba wydarzenia, zaczynamy dostrzegać drugie dno. Wtedy rodzi się drugie pytanie: "Ale za jaką cenę?".


Czmu jednak "Ikigami" to nie jest dla mnie seria idealna, choć uwielbiam tego typu dramaty psychologiczne? Bowiem mam po troszku problem z rysunkiem. Czasem twarze postaci są do siebie tak podobne, że rozpoznawałem je tylko po ubraniu. Mi osobiście sprawiało to problem, który czasem wybijał mnie z rytmu, podczas lektury. Drugą sprawą jest, choć to już bardziej moje osobiste marudzenie, czytanie wspak. Nadal sprawia mi to trochę trudności, niemniej po przeczytaniu już pewnego stosu mang, jakoś się z tym oswoiłem. Na pewno wygodniej czytało mi się "Ikigami" od "Requiem Króla Róż", ale nadal do końca nie przywykłem do tej formy. Choć pewnie kiedyś to się zmieni.

Komu komiks może się spodobać?
Ludziom lubiącym dramaty psychologiczne oraz społeczne. Nawet jeśli nie kochają mang, to po tą serię naprawdę warto sięgnąć.

Czy kupił bym komiks, gdybym nie otrzymał go do recenzji?
Tak, aczkolwiek z drugiej ręki. Teraz natomiast wiedząc, jaki ma potencjał i kaliber emocjonalny, po kolejne tomy sięgnąłbym hurtem.

Czy komiks pozostanie w mojej kolekcji?
Na ten moment nie umiem szczerze odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony chciałbym go tam wrzucić, ale z drugiej sprawa z rysunkiem o której wspomniałem i czytanie wspak, jakoś mnie nie zachęca. To nie jest tytuł, który sprawił, że pokochałem mangi, choć na pewno zachęcił mnie do coraz szerszego ich czytania.

Czy komiks zakwalifikował się do mojej wstępnej listy TOP 12 przeczytanych komiksów w 2018?
Tak i ma szansę powalczyć o miejsce w pierwszej piątce, o ile utrzyma ten poziom.