5 marca 2018

Rigor Mortis #1: Upadek

Ze światem Kragmorthy miałem styczność wiele lat temu, gdy natrafiłem na grę planszową o tym samym tytule. Był to zabawny tytuł familijny, gdzie wcielaliśmy się w gobliny buszujące po bibliotece Rigora Mortisa, wielkiego Arcygeniusza Zła. Zadaniem graczy było zbieranie zwojów, a przy tym uważanie na samego maga, który ciskał w nas śmieszne klątwy, np. musieliśmy grać kucając, mając ręce na głowie itp. Potem przyszła kolej na kolejne tytuły z tej serii, ale zauważyłem, ze swego czasu wydawnictwo Black Monk zaczęło wydawać komiks "Rigor Mortis". We Włoszech, czyli rodzinnych stron marki, zarówno komiks jak i książki poświęcone temu uniwersum, przyjęły się bardzo ciepło. W Polsce już nie. Ciekawość jednak zwyciężyła i sięgnąłem po wydane u nas pierwsze dwa tomu. Czy warto było? Cóż.... niekoniecznie.

Zacznijmy od tego, że świat Kragmorthy jest do bólu powtarzalny. Brakuje w nim tego czegoś co posiada Troy, Ekho czy choćby Lasy Opalu. Tamte światy też są klasycznymi przedstawicielami fantasy, ale mimo wszystko coś je wyróżnia. To jakiś szczególny typ magii, specyficzne rasy, podejście do alternatywnej rzeczywistości, systemy społeczno-religijne. W przypadku Kraghmorthy tego nie ma. Jest to tak boleśnie oklepany schemat świata fantasy, że wymyśliłby go na poczekaniu pierwszy lepszy, mniej rozgarnięty, początkujący Mistrz Gry systemu Dungeons & Dragons. W praktyce fabuła Baldur's Gate czy Neverwinter Nights jest tysiąckroć bardziej zawiła niż to co dostajemy w tym komiksie. To co boli najbardziej to fakt, ze Kragmortha bazuje właśnie na systemie D&D, zatem tak płytkie podejście do tematu, nie zachęca do dalszej lektury.

Mamy zatem totalną kalkę, wałkowaną milion razy w domowych scenariuszach. Rigor Mortis to mag, który ma wielkie ambicje, jego przyjaciel Romulus to klasyczny, tępy osiłek, lecący na piękne kobiety i przepuszczający na nie cały zarobek. Niewiasty też niczym nie odbiegają od nerdowskich standardów - cycate, ładne, zgrabne, zabójcze, do tego niezbyt rozgarnięte, co najwyżej udające inteligentne. Z drugiej strony to nie jest zbyt trudne, gdy męska część społeczności, rozsądkiem nie grzeszy, myśląc tym co mają w spodniach. Fabuła też niczym nie zaskakuje. Rigor zdobywa zwój mając dać mu możliwość bezpiecznego zwiedzenia świata demonów. Okazuje się on jednak pułapką, z której ma go wybawić Romulus, obecnie dokazujący w łóżku z piękną, blondwłosą dziewoją. W samym królestwie demonów natomiast są tarcia polityczne i plany podbicia powierzchni. I tak dalej i tym podobne. Tego typu historie sam wymyślałem mając 10 lat i grając w polską edycję Warhammer Fantasy Role Play Game.


To co natomiast udało się w komiksie to kreska oraz odrobina humoru. Głównie sprośnego, z cycatą blondynką i Romulusem w rolach głównych. Jest tu klika dwuznacznych podtekstów, trochę golizny w komicznych sytuacjach, nabijania się z osiłka, albo maga. Taki klasyk, ale potrafi rozśmieszyć na krótką chwilę. Szkoda, że po zakończonej lekturze o tym zapominamy, a sam komiks do długich nie należy. Ciekawie prezentuje się też kreska oraz utrzymany w tonacji czarno-białej, rysunek. Nadaje to nieco klimatu całej historii, choć daleko temu do Lasów opalu czy Lanfeusta z Troy. Rigor Mortis zdobył sporą publikę we Włoszech, co osobiście mnie dziwi. Nie ma tutaj nic ciekawego, a w prezentowane artykuły i fragmenty książek z dodatków, zamieszczonych w komiksie, też jakoś nie powalają. To takie klasyczne czytadło, ni to dla dzieci ni dla starszych graczy. Zdecydowanie lepiej wypadają same gry planszowe i karciane, natomiast komiks mogą sięgnąć tylko najbardziej zagorzali fani Kragmorthy.