15 lutego 2017

Krucjaty #1: Srebrnookie widmo

Od jakiegoś czasu zaczytuję się w komiksach Jean'a Dufaux, który fenomenalnie miesza historię z fikcją. Skuszony jego "Krucjatą" postanowiłem sięgnąć po inną, stworzoną przez trzech autorów, z którymi dotąd za dużo styczności nie miałem. Chodzi o mini cykl "Krucjaty", który opracowali Izu wraz z Alexem Nikolavitchem zaś narysowaniem zajął się Zhang Xiaoyu pracujący również nad kolorami przy asyście Li Jian. Co im wyszło? Cóż, od strony scenariusza naprawdę bardzo ciekawa historia, niekoniecznie nowatorska, ale i tak w wielu miejscach zaskakująca. Widać to jednak dopiero w dalszych etapach tej dziwnej oraz mrocznej opowieści pełnej potworów zarówno w ludzkiej jak i demonicznej postaci.

Akcja pierwszego tomu rozgrywa się głównie pomiędzy 1219 rokiem czyli upadkiem piątek krucjaty, a 1244 gdy to szykowano się do kolejnej świętej wojny.Historia rozpoczyna się w Egipcie podczas oblężenia portowego miasta Damietta. Grupa krzyżowców ma za zadanie dostać się do systemu katakumb aby przeniknąć nimi do wnętrza miasta i po kryjomu otworzyć jego bramy. To na co natrafiają w podziemiach przypomina makabryczny grobowiec, zaś szybko okazuje się, że mieszkające tu istoty nie są z tego świata. Krucjata ostatecznie upada mimo zdobycia miasta, a winą obarcza się za to tajemniczą zarazę, która wybiła zarówno Chrześcijan jak i Muzułmanów. Mijają lata. Ludzie nie zapomnieli o tragedii z przeszłości, zaś jej cienie zaczynają na nowo ożywać. Templariusz, Wilhelm z Sonnac, zostaje wysłany przez papieża aby zbadać sprawę, jednak to co odkryje przejdzie jego najśmielsze oczekiwania.

Głównym bohaterem jest właśnie Wilhelm z Sonnac, człowiek ambitny, nie wahający się wchodzić w konszachty z papieżem aby zyskać absolutną władzę w swym zakonie, ale też oddany Bogu i kościołowi. Jest zupełnym przeciwieństwem swego brata, Waltera, parającego się alchemią oraz wiodącego obecnie bardzo rozwiązły tryb życia. Bracia nie utrzymują z sobą kontaktu, gdyż poróżniła ich kobieta, jednak obecna sytuacja zmusza krzyżowca do szukania u niego pomocy. Trafiwszy dość szybko na obiecujący trop, z woli papieża zbiera oddział zabójców na usługach kościoła zwany Pugnus Templi. Oficjalnie uchodzą za Żołnierzy Chrystusa, ale tak naprawdę jest to grupa rzeźników, których łączy wiara, złoto i chęć do zabijania.


Zgraja ta jest jednocześnie bardzo ciekawą zbieraniną osobowości, pośród której znalazło się nawet miejsce dla kobiety. Klotylda jest kimś na kształt zabójczyni, sprawnie posługującej się sztyletami i krótkimi mieczami. Zwinna, szybka i wierna Pugnus Templi oraz Zakonowi, sumiennie wykonuje polecenia swego mistrza Wilhelma. Jednocześnie jest bardzo nieufna wobec jego brata, nie tylko ze względu na to czym się parał w przeszłości, ale głównie za to jak bardzo się pyszni i traktuje kobiety. Jednak uważny czytelnik szybko dostrzeże, że pomiędzy tą dwójką będzie sporo się działo, choć niekoniecznie w typowym schemacie miłosnym.

Reszta oddziału to różnej maści zabijaki. Mamy więc osiłka, łucznika, specjalistę od pułapek i trucizn, szermierza i tak dalej. Każdy z nich pochodzi z innego kawałka Europy, widział naprawdę sporo zarówno dobrych jak i koszmarnych rzeczy. Można rzec że żyją chwilą. Zawsze w drodze, bez miejsca które mogliby nazwać domem, zdani tylko na siebie. Wiedzą, że w każdej chwili mogą zginąć, dlatego korzystają z życia tak jak uznają to za stosowne, zaś ich status w Zakonie daje im spore pole do popisu i nieraz pozwala wymigać się od kary.


Bardzo ciekawie też przedstawiono relację pomiędzy różnymi religiami. Z jednej strony mamy Chrześcijan, jednak autorzy nigdzie nie pochwalają ich poczynań. Wręcz przeciwnie - często piętnują ich chciwość. Podobnie mamy w przypadku Muzułmanów, których tak naprawdę od chrześcijan różni głównie nazwa wyznawanego Boga. Obie te grupy dążą do tego samego - absolutnej władzy na świecie. Są próżni, chciwi i nie potrafią patrzeć szerzej, a to wystawia ich na cel istoto, które nie znają pojęcia honoru czy czci. Do tego komiks świetnie oddaje w warstwie rysunkowej stroje i architekturę. Na każdym kroku czuć, że jesteśmy w XIII wieku, zaś Xiaoyu przemycił kilka elementów mangowych do swej pracy. Choć zrobił to bardzo subtelnie, np. po przez rozmiary kilku postaci czy ich broni albo pojedynkach podczas których mamy "charakterystyczne" bryzgi krwi. Z drugiej strony, co autorzy opisują na końcu albumu, rysownik pracował w zupełnie innym stylu niż dotychczas i wyszło mu to jak najbardziej na plus.

Pierwszy tom "Krucjaty" Jest najdłuższy, jednak czyta się go błyskawicznie. Przez długi czas nie zaskakuje niczym nowym, choć mamy tu sporo interesującej akcji, a i scenariusz jest napisany bardzo obiecująco jeśli idzie o kontynuację. Jednak finalna scena oraz ostatni kadr komiksu potrafią solidnie zaskoczyć. W zasadzie powodują, ze czytelnik pozostaje z masa pytań, na które zdawało mu się chwilę wcześniej, jakoby miał odpowiedź. Znacznie to podnosi atrakcyjność zarówno tego albumu jak i całej serii. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że kolejne dwa tomy, wydanie razem w albumie zbiorczym przez Scream Comics, będą równie zaskakujące.